poniedziałek, 22 października 2012

Jesienna depresja

medium_205068539Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, ale życie nauczyło mnie, że człowiek to skomplikowana machina, w której zatarcie jednego łożyska powoduje stopniową degradację wszystkich pozostałych układów.
Prawdziwa, poważna depresja to przypadek dla lekarza, żadne domowe sposoby tu nie pomogą, ponieważ człowiek, którego dopadła, czuje się tak, jakby zamknięto go w karcerze o powierzchni metr na metr, z którego nie ma wyjścia, a nawet jak gdzieś widać światełko, to choroba każe mu myśleć, że i tak mu się nie uda. Człowiek z depresją staje przed milionami problemów, które dla człowieka zdrowego nie są problemami. Taki stan może przerwać tylko leczenie specjalistyczne. 
photo credit: nacaseven via photopin cc
Jednakże od jakiegoś czasu spotyka się pojęcie depresji jesiennej. Należałoby tu raczej używać określenia “przygnębienie”, ale niech już będzie depresja. Osobiście doświadczam tego uczucia zawsze po dłuższych wakacjach, kiedy patrząc na stos papierów i dokumentów dotyczących różnych niezałatwionych spraw, mam wrażenie, że nie dam rady. Do tego jeszcze chłód, deszcz, brak słońca, kiepski humor innych, zderzających się z podobnymi problemami – i jesienna “deprecha” gotowa.
Jako urodzona optymistka zawsze miałam łatwość wychodzenia z takich sytuacji. Bo czym jest depresja? Przeświadczeniem, że nie warto próbować, bo i tak nie damy rady, bo i tak się nie uda. Jednakże każdy optymista ma wdrukowany nawyk próbowania, a próbuje z nadzieją, że się powiedzie. Dlatego optymiści szybciej stają na nogi, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Mam dwie metody na zmobilizowanie się do działania. Jedna to, wg mojej terminologii, “pozytywna wściekłość”, a druga to “metoda granatowa”. Pierwsza powoduje u mnie zaciśnięcie zębów, sporządzenie planu działania (niezbyt szczegółowego, np. dziś załatwiam te dziesięć spraw, jutro tamtą dziesiątkę, pojutrze kolejne). Druga polega na powtarzaniu sobie, że przecież to tylko kilka dni, a kilka dni to można wytrzymać “z odbezpieczonym granatem w tyłku” (to chyba niedosłowny cytat z Pogody dla bogaczy czy Młodych lwów Shawa). Zwykle w ciągu tych kilku dni napięcie mija, sterta maleje, a ja wychodzę na prostą.
Jeśli problem się wydłuża, stosuję Deprim – to lek ziołowy oparty na wyciągu z dziurawca (uwaga, należy przeczytać  ulotkę informująca o przeciwskazaniach!). W połączeniu z optymizmem działa znakomicie. Podejrzewam, że pomaga też pesymistom. No i dorzucam element niezbędny – wysiłek fizyczny. Nic tak nie zmniejsza napięcia psychicznego jak solidny wycisk na siłowni lub sześćdziesięciokilometrowa wycieczka rowerowa.
[Uwaga: Prezentowane poglądy są jedynie werbalizacją własnych doświadczeń i w żadnym wypadku nie powinny być uważane za porady specjalisty.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz