niedziela, 16 grudnia 2012

FK Transformacja - wpis nr6

W zdrowym ciele zdrowy duch - chyba, że znowu zachoruje. Tym razem okazało się, że odezwała się moja stara kontuzja.
      Parę lat temu spadłem ze schodów w moim mieszkaniu. Upadek okazał się na tyle niefortunny, że pękła mi górna nasada kości krzyżowej. Niestety, zaniedbałem tę kontuzję i nie udałem się po pomoc lekarską. Mimo, że po zdarzeniu miałem potężny ból w krzyżu i problemy ze zginaniem się w trakcie siadania na miękki fotel samochodowy. Kość się zrosła, ale powstało jakieś zgrubienie, które powoduje od czasu do czasu ucisk na zakończenia nerwowe w tej okolicy. A nerwy mają to do siebie, że są połączone z mięśniami, które reagują na bodźce skurczami. Szczególnie, gdy dodatkowo zmuszam te mięśnie (prostowniki grzbietu) do dużego wysiłku. Małe odpuszczenie prawidłowej pozycji podczas przysiadu ze sztangą na karku, nagłe poderwanie tyłka do góry i mięśnie zbyt spięte z jednej strony powodują przykurcz i ból.
      W związku z tym od wtorku zaprzyjaźniłem się z ciepłymi okładami, tabletkami na ból mięśni i staram się oszczędzać. 
      Dieta w weekend odeszła na moment do lamusa, a ponieważ mam przymusowe wolne od wysiłku fizycznego, przybyło mnie około 1,5 kg, ale w pasie zatrzymałem się na 98 cm, co jest już dużym plusem. Straciłem około 6 cm, a więc dwa rozmiary w spodniach. Jeśli zdrowie pozwoli wrócić szybko do formy, to do końca stycznia postaram się zredukować 2,5 - 4 cm.
      W związku z tym, że nie chcę spowolnić metabolizmu zbyt znacznie (szczególnie przed świętami), w tym tygodniu będę się starał wykonywać aeroby od 45 minut do 1 godziny dziennie. Na szczęście siłownia, na którą uczęszczam posiada też takie specjalne stacjonarne rowery dla osób mających problemy z kręgosłupem.
      Cały czas nie składam broni i myślę nawet o przedłużeniu transformacji na kolejne 2-3 miesiące. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz